niedziela, 24 marca 2013

Rozdział 18. "Obraz stoi przed oczami, nie potrafię oddychać ustami, wiesz mnie zatyka"

{ ... }
 "Wspierał mnie, pomimo, że nie znaliśmy się za dobrze. Poczułam, że to właśnie On jest moją bratnią duszą."
MUZYKA
-Wiesz co Kamila, ja chyba już pójdę...- Wyszedł, a ja trzasnęłam za nim drzwiami. Oparta o drzwi, zsunęłam się na podłogę. Zaczęłam płakać jak małe dziecko. Doskonale wiedziałam, że już straciłam jakiekolwiek szanse. Bartek przecież nie powinien mieć do mnie pretensji. Bo my... Bo my w ogóle się nie rozumiemy. Ja i On to w ogóle coś innego. I jeszcze poczułam się jak dziwka, bo te jego słowa naprawdę mnie zabolały. Gdybym się nie upiła to bym się nie przespała z Bartmanem, ale nie ważne. Nie wymarzę tego z pamięci. 
Obudziłam się pod drzwiami wejściowymi, w sumie obudził mnie dzwonek do drzwi. Szybko podniosłam się na równe nogi i spojrzałam przez wizjer. Była to Olivka. Nie miałam ochoty z Nią rozmawiać, bo w sumie nie mamy o czym. Nie mam ochoty jej tłumaczyć tego całego błędnego koła. Ja, Bartman, Kurek i znów ja, Bartman, Kurek. Tak błądzimy i błądzimy, ale i tak nie wiemy czego szukamy. A podobnież człowiek bez miłości długo nie pociągnie... Ja kocham kogoś, ale bez wzajemności... Poszłam po cichu, do kuchni i nalałam sobie mleka do szklanki i siadłam w salonie na łóżku i okryłam się kocem. Dzwonek nadal dzwonił. Miałam ochotę wyjść i walnąć ją, bo zaraz mi spali ten cholerny dzwonek. Znów zaczęłam płakać, bo wiedziałam, że moje szanse są marne. Wkurzona poszłam się ubrać, spojrzałam na zegarek. Równa jedenasta. Ubrałam dres i okulary i szybko wyszłam z domu. Postanowiłam spróbować czegoś, czego od dawna nie próbowałam. Szłam do ciemnej ulicy Łodzi. Kojarzyłam tą ulice, bo na uczelni mnie przed tym ostrzegali. 
Widok był okropny, pełno młodych ludzi, zaćpani, zmarnowani. Podeszłam do jednego z dilerów.
-Słucham.-
-Chcę jedną działkę.-
-Masz kasę laluniu?-
-Mam, kurwa daj mi tą działkę, ja Ci dam kasę i się ode mnie odjeb.-
-Spoko, laska, masz.- Szybko dał mi woreczek z białym proszkiem, a ja dałam mu kasę. Szybko się wróciłam i kupiłam jeszcze trzy woreczki. 
Kiedy wróciłam do domu, od razu wzięłam trzy działki na raz. Lecz po chwili wzięłam jeszcze jedną i odpłynęłam...
-Kurwa Kamila, żyjesz?-
-Chuj Ci do tego.-
-Ja pierdole Kamila, ogarniasz? Znów zaćpałaś?-
-Odpierdolcie się ode mnie!-
-Ja Ci nie odpuszczę!-
-Jejku, weź spadaj.-
Znów zaćpałam, spałam na podłodze w salonie. Płakałam. To bez sensu. Tak bardzo za Nim tęsknie, lecz kiedy chciał mi pomóc wywaliłam Go z domu. Nie chcę, żeby myślał o mnie jak o jakimś potworze. Ja tak nie chcę. Ja po prostu się pogubiłam. Wiele osób nie rozumie jak ja się czuję, ile ja przeżyłam. W sumie to nikt nic nie rozumie. Ja też. Miłość powinna cieszyć człowieka, a ja zostałam zniszczona. Po prostu niszczę się. Pomimo, że nie chcę. Chcę tylko jednego. Chcę być kochana. Właśnie przez Niego. On teraz przygotowuje się do własnego ślubu z ukochaną, a ja znów ćpam, a obiecałam właśnie Jemu, że już nie będę. Pamiętam jak przyszłam do Niego, kiedy dowiedziałam się, że będę miała rodzeństwo. Tak bardzo się cieszyłam, że Go mam. Wspierał mnie, pomimo, że nie znaliśmy się za dobrze. Poczułam, że to właśnie On jest moją bratnią duszą. Zawsze mogłam na Niego liczyć. Ale wszystko zepsułam, bo zachciało mi się jechać na Mazury, spotkać z Bartmanem, a potem straciłam Jego. A tak bardzo chciałam tego uniknąć. Potrzebowałam tyle czasu, żeby sobie uświadomić jak bardzo mi na Nim zależy, że nie jest mi obojętny, że mam jednak miłe wspomnienia związane z Jego osobą.
Postanowiłam się ogarnąć. Trzeba wrócić na uczelnie. Załatwić ostatnie sprawy przed rozpoczęciem się roku akademickiego. Muszę sobie znaleźć zajęcie, które odciągnie mnie od tych wszystkich myśli. Potrzebowałam głupiego zaproszenia na ślub, aby zdać sobie sprawę, że Go kocham.Wzięłam laptopa, zaczęłam szukać pracy na Gumtree. Parę groszy zawsze mi się przyda, a do rozpoczęcia roku akademickiego mam jeszcze dwa miesiące. A dziś jest 29 sierpnia. Wchodząc na facebooka, wszystkie fanpage składają życzenia Szanownemu Bartoszowi Kurkowi. Zajebiście, jeszcze dziś są jego urodziny. Chciałabym podejść do Niego i przytulić się. Ale się nie da. Nie mogę. On nie chcę na mnie patrzeć. Znów płacz, nie wiem ile razy już płaczę. Nie liczę już, to bez sensu.
Po paru godzinach pisania CV i szukania pracy, znalazłam. W pobliskiej knajpie. Jako kelnerka/barmanka. Coś dla mnie, oderwę się od codzienności. Rozpaczanie nic mi nie da, a robota parę groszy dla siebie. Co prawda mieszkanie i studia opłacają mi rodzice, ale niedługo pojawi się moje rodzeństwo na świecie i nie mogę ich obciążać finansowo. Oni też potrzebują kasy. Ja mam dwie zdrowe ręce i potrafię iść do pracy. Podobnież praca uszlachetnia...
Poszłam się ogarnąć, ubrać, umalować i postanowiłam iść zapytać o tą pracę. Im szybciej zacznę tym lepiej dla mnie. Wzięłam teczkę z papierami, torebkę i wyszłam zamykając drzwi. Długo wpatrywałam się w drzwi naprzeciwko. Miałam nadzieję, że wyjdzie z Nich i powie głupie słowo "przepraszam". Źle mnie ocenił. Nie powinien oceniać sytuacji tak pochopnie. Niestety nie doczekałam się. Wyszłam, założyłam okulary przeciwsłoneczne i ruszyłam do knajpy. Zastałam tam młodą dziewczynę, mniej więcej w moim wieku.
-Cześć. Szukam pracy.-
-Hej, w końcu ktoś się zgłosił. Sama nie daję już rady. Zawołam szefa.- Szefem okazała się kobieta koło trzydziestki. Elegancka, ale zmęczona. Widać to po jej twarzy. Rozmowa trwała około 30 minut i od razu zostałam przyjęta. Jeśli miałabym ochotę mogłabym dziś przyjść, aby Pola - druga barmanka/kelnerka - nauczyła mnie tego i owego. Uznałam, że mi się to przyda. Nie będę siedzieć w domu, sama jak palec.
Po dwóch dniach wiele się nauczyłam i nawet zaczęłam się uśmiechać. Praca tutaj okazała się lekarstwem na całe zło. Wychodziłam przed ósmą, wracałam po dziesiątej. Byłam co wieczór zmęczona, przez co nie miałam nawet czasu na rozmyślania i na płacz. Chciałam o Nim zapomnieć. Jednak w piątek trzydziestego pierwszego sierpnia, wszystko legło w gruzach. Przyszedł On, Ona i inni. Szklanka z sokiem, którą niosłam klientce nagle rozpadła się na miliony kawałeczków. Łzy w oczach pojawiły się w tempie ekspresowym. Jego zachowanie zabolało najbardziej. Ta obojętność, brak jakiegokolwiek uśmiechu do mnie, tylko dla Niej. Wewnętrzna bogini Kaśki cieszyła się ogromnie, kiedy widziała mnie w takim stanie. Dopięła swego. Zniszczyła mnie.
-Przepraszam, gdzie znajdę szefową?- Zapytał mnie. Ominęłam Go i weszłam na zaplecze. Rozpłakałam się, chciałam uniknąć spotkania z Nim. Nie udało się. Wzięłam zmiotkę i ścierkę do podłogi i poszłam ogarnąć tą szklankę, która upadła mi, kiedy tylko zobaczyłam tę dwójkę zakochanych. Ominęłam ich obojętnie i udawałam, że nic nie słyszę. Przylepiłam do twarzy sztuczny uśmiech i obiecałam klientce sok na mój koszt. Musiałam się jej jakoś zrekompensować. Szybko posprzątałam po sobie i zaczęłam znów obsługiwać klientów z tym beznadziejnym sztucznym uśmieszkiem. Chciałam Mu pokazać, że jest dla mnie nikim. Jednak nigdy nie okłamię siebie, a tym bardziej Jego... Jestem kłębkiem nerwów.
-Kamila!- Usłyszałam głos szefowej.
-Słucham.-
-Jutro Pan Kurek zarezerwował salę na swoje urodziny. Razem z Polą będziecie Go obsługiwały. Masz przyjść do pracy wcześniej, no i wiąże się z tym, że wrócisz później.-
-Dobrze.- Jego uśmiech, ale ten uśmiech nie był jakiś szczery, tylko wymuszony. A ja wzrokiem jedynie mogłam Go zmierzyć i ruszyłam dalej do pracy. Oboje wyszli szczęśliwi z knajpy, szefowa również opuściła lokal tłumacząc się załatwieniami w urzędach. Zostałam tylko ja, Pola i klienci.
-Pola, mogę iść na 5 minut na przerwę. Błagam...-
-Pewnie. Jest mało ludzi, poradzę sobie.- Szybko wybiegłam na zaplecze. Klęknęłam w kącie i zaczęłam płakać. Co ja Mu zrobiłam, co? Przecież nie nachodzę Go, a On mnie dobija. Jakby chciał mi coś udowodnić. Przyznaję, jest górą. Tak Kurek, jesteś górą.
-Ej, Mała co jest? Czemu płaczesz?-
-Nie ważne Pola. Wracajmy do pracy.-
-Najpierw się ogarnij. Nie możesz tak wyjść do ludzi.-
Dzień w pracy był najgorszy, jaki miałam do tej pory. Ale uświadomiłam sobie, że będzie jeszcze gorzej, ale to jutro. Błagałam Boga, żeby był łaskawy i nie było wcale źle. Zasnęłam z nadzieją, że będzie dobrze...
Wcześniej wyszłam do pracy. Po drodze natknęłam się na Olivkę. Obiecałam Jej, że na urodzinach w czasie przerwy powiem jej skróconą wersję tego co się wydarzyło. Była nieziemsko wściekła na mnie, że uciekałam i nie otwierałam od niej drzwi. Jednak wybaczyła wszystko. Pojawiłam się przed czasem, ale szefowa już była. Zaczęłyśmy wszystko przygotowywać i przy okazji obsługiwać klientów. Czas do szesnastej zleciał niemiłosiernie szybko. Najpierw pojawił się On i Ona, potem inni goście. Wszyscy mnie pamiętali. Byli szczęśliwi, że się odnalazłam, tylko nie On...
"Blizny po szczęściu, oko zaszło mgłą
Mamy bezwietrzny wieczór
Cisza krzyczy szeptem, którego nikt nie umie słyszeć
Uciec od tego i nie wrócić
Kłopoty, zamknąć oczy, zniknąć w nocy
Uśmiech przez łzy- to nic nie zmieni
Niczego nie da się naprawić, wyjaśnić, wymienić"

Wiem jak to się skończy. Wiem, że będziecie złe, ale może i zadowolone? Macie przedostatni rozdział. Został rozdział 19 i epilog. Skończę do kwietnia. Zobaczycie :) Jeśli chcecie mnie informować o jakiś nowościach na blogu, nie piszcie komentarzy pod rozdziałem, tylko pod zakładką SPAM.
Pozdrawiam, skinny.